Kierowca: Kamil Bartczak
Jak dzisiaj Panu mija dzień w trasie?
Akurat niedawno skończyłem i zjechałem na rozładunek. Aktualnie jestem w Niemczech i będę jechał dalej, prawdopodobnie do Włoch. Dzisiaj super świeci słońce, więc nic więcej do szczęścia mi nie potrzeba. Podpytałem się znajomego, gdzie tu można dobrze zjeść i po wywiadzie pójdę na pyszny obiad.
Za co lubi Pan swoją pracę?
Moja praca daje mi i mojej rodzinie dużo możliwości. 3 miesiące temu urodziła mi się córeczka, jest moim oczkiem w głowie i chcę dla niej jak najlepiej. Nie wyobrażam sobie, żeby czegoś mogło jej zabraknąć! Pracuję, żeby mogła spełniać swoje marzenia, żeby poszła w przyszłości do dobrej szkoły, na dobre studia… Poza tym czuję się wolny jako kierowca zawodowy. Wcześniej pracowałem jako spedytor. Takie mam też wykształcenie – ukończyłem spedycję. Kierowcą jestem od około 2 lat.
Skąd więc inspiracja, żeby się przebranżowić?
Chciałem coś zmienić, bo trochę zmęczyła mnie praca spedytora. To było bardzo stresujące zajęcie patrząc z perspektywy czasu. Przychodziłem do domu i myślami nadal byłem w pracy, nie mogłem się skupić na normalnych czynnościach. Tę zmianę podpowiedziała mi moja mama, która też przebranżowiła się kilka lat temu, chyba około 7. Mama nie żałuje, jeździ po świecie. Jest po rozwodzie, więc cieszy się w ten sposób życiem – zwiedza i też czuje się wolna. Moja mama wcześniej była księgową i moim zdaniem zrobiła ogromny krok w swoim życiu, że zechciała zmienić nagle wszystko. Trochę mi zajęło, żeby się przekonać do bycia kierowcą zawodowym, bo miałem kiepski obraz tego zawodu w głowie.
Co to był za “kiepski obraz” i czy nadal za coś Pan nie lubi tej branży?
Hmm…nie wiem skąd to się bierze, ale ten zawód zwyczajnie nie jest zawodem szanowanym. Jak ktoś mówi, że jest kierowcą, to od razu rozmówca spuszcza oczy i w myślach sobie dopowiada “hmm, czyli na nic więcej go nie stać, nie ma ambicji”. Zmagałem się z tym bardzo długo, żeby tak nie myśleć. Moją ambicją na dzień dzisiejszy jest zadowolenie mojej rodziny i poczucie wolności. Spełniam się w swojej pracy i nie chciałbym teraz nic zmieniać. To, co do dziś mi się nie podoba w tej pracy to niestety umożliwienie kierowcom zachowania higieny osobistej. Na palcach jednej ręki mogę wyliczyć miejsca, w których spotkałem się z dobrym zapleczem sanitarnym. Często o higienę osobistą muszę dbać “na patencie”, wykorzystując swoją kreatywność. Chciałbym, żeby to się zmieniło…
Czy przytrafiła się Panu jakaś szczególna historia na trasie? Coś Pana szczególnie zaskoczyło?
Owszem! Najszczęśliwszy i zarazem najsmutniejszy moment mojego życia spotkał mnie właśnie w trasie. Było to 3 miesiące temu – narodziny mojej córeczki. Niestety tego dnia byłem w pracy. Nic nie wskazywało na to, że moja partnerka urodzi, bo córka jest wcześniakiem. Dostałem telefon, że moja Maja jedzie do szpitala, bo coś źle się czuje. Potem teściowa przysłała mi zdjęcie. Pamiętam, że płakałem całą drogę. Nie mogłem znieść myśli, że nie ma mnie tam z nimi, ale z drugiej strony cieszyłem się, że wszystko poszło w porządku i moje dziewczyny są zdrowe. Poprosiłem wtedy o to, abym mógł wcześniej zjechać z trasy. Początkowo mój szef nie chciał się zgodzić, bo to wiązałoby się z komplikacjami w dostawie i wydłużonym czasem, ale mocno nalegałem. Cudem udało się zorganizować za mnie zastępstwo i już za dwa dni mogłem pojawić się na tydzień w domu. To był najpiękniejszy tydzień mojego życia! Do dziś cieszę się jak głupi, kiedy zjeżdżam z trasy.
Mocno wzruszająca historia! Czy ma Pan jakąś wskazówkę dla osoby, która chce zacząć przygodę “za kółkiem”?
Chciałbym zachęcić wszystkich, aby przemyśleli czy robią to, co lubią. Warto przeanalizować swoje cele i plany na życie. Być może aktualne miejsce pracy na dłuższą metę wcale nie zaprowadzi nas do spełnienia marzeń? A może nawet odbiera na to chęć? Warto te pytania sobie zadać i jeśli trzeba – zacząć coś zmieniać.
Dziękuję za tą pełną wzruszeń historię! Szerokiej drogi, zwłaszcza tej do domu!