Kierowca: Artur Saternus
Co sprawiło, że zechciał Pan zostać kierowcą?
Byłem zainteresowany ciężarówkami od małego. Tak zwana “zajawka”. Jestem pierwszym kierowcą w rodzinie, więc nie kierowało mną naśladowanie. Sam nie jestem w stanie dokładnie określić dlaczego właśnie ciężarówki tak mnie pociągały od początku. Bardzo podobały mi się przejeżdżając drogą, miały dużo świateł, ciekawych elementów. Jeżdżę już od 5 lat i bardzo się cieszę, że w ten sposób pracuję.
Pewnie jest więcej dobrych rzeczy w pracy kierowcy poza ładnymi pojazdami?
Oczywiście! Obecnie mam małego synka. Praca w TVM daje mi możliwość częstego zjeżdżania do domu. Dzięki temu mogę łączyć życie rodzinne i pracę bez kolizji. Bardzo lubię zwiedzać podczas jazdy. Obecnie jeżdżę głównie do Niemiec, ale czasami odwiedzam też Włochy, Czechy i Węgry. Tak nawiasem mówiąc – najbardziej lubię włoskie przystanki, bo są świetnie wyposażone, można korzystać z darmowych pryszniców. Co do plusów, wymieniłbym jeszcze oczywiście zarobki. Są moim zdaniem dużo lepsze niż stacjonarnie.
Czy zdarzają się Panu jakieś przykre sytuacje? Czegoś Pan szczególnie nie lubi?
Nie lubię wszelkich restrykcji i mandatów. Fotoradary są niestety na każdym kroku i są bezlitosne. Nie jest to przyjemne…
Pamięta Pan jakąś szczególną historię z trasy?
Mam, mam. Przyzwyczaiłem się, aby w każdej sytuacji liczyć tylko na siebie. To według mnie dobre podejście. Jednak czasem życie pokazuje, że trzeba spojrzeć nieco inaczej. Miałem problem z wyjęciem koła. Nie mogłem sam tego zrobić, zajęłoby mi to pewnie ponad godzinę. Wiadomo, że każda minuta jest cenna… Na trasie zatrzymało się dwóch panów, którzy chętnie mi pomogli. Ogarnęliśmy tę sytuację w 20 minut! Byłem bardzo wdzięczny i proponowałem skromne podziękowanie, ale panowie nic ode mnie nie chcieli. Jedyne, co sobie życzyli, to abym też kiedyś komuś pomógł.
Udało się Panu w ten sposób już zrewanżować?
Tak. Nie był to co prawda kierowca ciężarówki, tylko pani z osobówki, która osunęła się do rowu. Pomogłem jej szybko się z niego wydostać.
Wspaniała kontynuacja historii! Oby takie rzeczy częściej się przytrafiały. Dziękuję.